Etykiety

wtorek, 22 kwietnia 2014

Zegarki i garnitury były pożyczone, samochód zastawiony. Hajto był bankrutem


Grzegorz Król powiedział kiedyś, że problemy z hazardem ma nawet połowa polskich ligowców. Nie uniknął ich Tomasz Hajto.

W sezonie 2006-07 „Gianni” pełnił funkcję grającego menedżera w ŁKS-ie Łódź. Najwięcej czasu spędzał jednak nie przy al. Unii, a Piłsudskiego, w kasynie Orbis. Na treningi przychodził po nocach zarwanych przy stole do ruletki. Często obstawiał razem z ojcem, potem też z Radosławem Matusiakiem.

- Kiedyś, gdy nie miał już za co grać, pojechał po pożyczkę do Tomka Kłosa, żeby się odkuć. Wsiadł w samochód, depnął i chwilę później potrącił na pasach kobietę - opowiada informator, hazardzista, o głośnej sprawie wypadku z udziałem Hajty.

Były piłkarz po pożyczkę jechał, bo wyjątkowo nie dostał jej na miejscu. Kasynowi lichwiarze, gangsterzy udzielający ich na zawyżony procent, uznali, że jest niewypłacalny. „Hajtowy” miał już zastawiony u nich samochód, a co miesiąc na spłaty przeznaczał taką część zarobków, że zostawało mu tylko na niezbędne potrzeby. Sam najbardziej żałował, że brakuje mu na… garderobę.

- Poprosił wierzycieli o zmniejszenie rat spłaty, bo chciał kupować porządne ubrania. Ci zaczęli mu wtedy pożyczać garnitury i zegarki, które dostawali w zastaw od innych dłużników - zdradza rozmówca.

W łódzkim Orbisie Hajto pojawiał się nawet wtedy, gdy mieszkał już w Zabrzu. Nie udało się ustalić, czy wyszedł z nałogu. Ale, wiadomo, nie jest to łatwe. Szczególnie przy stałym dopływie gotówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz